Category Archives: Ludzie

Mia100 Frustracji, czyli dlaczego łodzianie narzekają?

W ostatnim czasie Łódź przeżywa pewien boom inwestycyjny. Zaczęło się od Manufaktury, która rozpoczęła erę rewitalizacji. Powstała Atlas Arena, teraz Dworzec Fabryczny, licznie biurowce, hotele. Jest wielu mieszkańców, dla których każda nowa informacja jest okazją do narzekania (rozróżniajmy konstruktywną krytykę od próżnego marudzenia). Remontują – źle, nie remontują – jeszcze gorzej. Skąd to się bierze? Z frustracji. Dlaczego tak jest? Jadąc dziś autobusem i siedząc naprzeciwko dwóch starszych pań i przysłuchując się ich rozmowie, zacząłem myśleć na ten temat.

125

Od 1990 roku Łódź była ośrodkiem, które gospodarcza transformacja skrzywdziła najdotkliwiej. Jak żadne inne miasto mieliśmy silnie rozwiniętą przemysłową monokulturę, w przemyśle włókienniczym w 1985 roku pracowało około 40% łodzian. Wytwarzaliśmy 20% krajowej produkcji przemysłu lekkiego. Wraz z transformacją przyszło otwarcie rynku. Okazało się, że polski przemysł włókienniczy jest kompletnie przestarzały i niekonkurencyjny. Fabryki padały jedna za drugą, wprost proporcjonalnie rosło bezrobocie, które osiągało największe odsetki w całym kraju. Wielu łodzian, z dziada pradziada pracujących w fabryce, już nigdy nie odnalazło się w nowej rzeczywistości. W przeciwieństwie do stoczniowców i górników łódzkie włókniarki nie dostały żadnego wsparcia ze strony państwa. To jeden z powodów niezadowolenia – frustracja ekonomiczna.

215944_173913462746474_1064908342_n

Kolejny powód to frustracja estetyczna. Łódź, w przeciwieństwie do innych dużych miast, nie ma ściśle wyznaczonej strefy „Starówki”, która mogłaby pełnić funkcje reprezentacyjne. Łódzka „Starówka” rozciąga się od Żeligowskiego do Kopcińskiego, od Północnej do Górniaka. Nie mamy rynku z renesansowymi kamieniczkami, gotyckiej warowni czy barokowych kościołów. Pyszni się za to przebogata eklektyczna architektura, uznawana przez władze komunistyczne za symbol kapitalistyczno-burżuazyjnej historii miasta. Była traktowana niczym śmieć. Czy możecie uwierzyć, że pomimo tego, że w PRLu lwia część kamienic była miejska, to większość z nich nie była remontowana od powstania? Remonty, które obserwujemy w mieście od kilku lat, to próba nadrobienia ponad 70-letnich zapóźnień w tej materii. Do braku renowacji kamienic można dołączyć destrukcję tkanki miejskiej w tamtym czasie – spójrzmy na ulice Narutowicza, Zachodnią, Piłsudskiego, skrzyżowanie Kilińskiego z Pomorską. Tutaj wszędzie stały kamienice, bardziej lub mniej okazałe, zostały obskurne grzebienie nieremontowanych oficyn, brak narożników lub w najlepszym wypadku puste działki. To wszystko działa na niekorzyść wizualnego odbioru naszego miasta.

piotrkowska_1943

Mówiąc o frustracji estetycznej, nie można nie wspomnieć o swojego rodzaju frustracji społecznej. I to niestety również wina PRLu. W każdym normalnym mieście klasa średnia mieszka w śródmieściu. Niestety, w Łodzi tak nie jest. Jak już wspomniałem, „za komuny” miasto posiadało znaczną część kamienic w Śródmieściu, przejętych głównie jako mienie poniemieckie i pożydowskie. XIX-wieczne kamienice zostały potraktowane jako wielki rezerwuar lokali komunalnych. Wtedy priorytetem była budowa osiedli z wielkiej płyty np. na Bałutach czy Chojnach. Owe dwa przedmieścia Łodzi cieszyły się niezbyt dobrą sławą, co pokutuje do dzisiaj w postaci powiedzeń „Bez kija i noża nie podchodź do bałuciorza” czy nieco ironicznego „Bałuty i Chojny to naród spokojny” (dziś wystarczy przejść się na osławioną „Limankę”). Pod budowę nowych osiedli wyburzano wiele biedakamienic, w których zdecydowanie nie mieszkała elita intelektualna naszego miasta. Przesiedlano ich do lokali komunalnych w śródmieściu, skąd przenosiła się klasa średnia, czekająca na świeżutkie i pachnące mieszkania w bloku. I to właśnie dlatego dzisiaj nasze Śródmieście tak wygląda i nocą nie należy do najbezpieczniejszych rejonów miasta.

Kolejny powód frustracji to frustracja inwestycyjna. Jesteśmy miastem, w którym pokazano miliony wizualizacji, które nigdy nie doszły do skutku – zaczynając od hotelu-Titanica przy Piotrkowskiej z lat 90., przez zadaszoną „Piotrkowską+”, po niewidzialną kamienicę przy Piotrkowskiej 58 i Hiltona-widmo. Łodzianie, widząc piękne i futurystyczne obrazki w gazetach, wierzyli w ich realizację, jednak pomimo to inwestycje nie dochodziły do skutku. Powoli mieszkańcy naszego miasta przestali wierzyć w jakiekolwiek zapewnienia. Chyba pierwszą spektakularną, ukończoną realizacją w naszym mieście była Manufaktura. Teraz mamy następne, tworzone z nie mniejszym rozmachem, jak Brama Miasta czy Dworzec Łódź-Fabryczna. Łodzianie są bardzo sceptyczni co do powodzenia tych inwestycji (a w przypadku dworca atmosferę grozy podsycają jeszcze lokalne media). Według sondażu TV TOYA, w zbudowanie dworca nie wierzy aż 40 % ankietowanych. Mam nadzieję, że ukończenie multimodalnego dworca znów przywróci wiarę łodzian w inwestycje w mieście i powodzenie ich realizacji.

1003480_699330066748853_464975618_n
Za tydzień – czy faktycznie mamy powody do narzekania, czyli subiektywne porównanie Łodzi z innymi dużymi miastami Polski.


Nie zapomnij!

W Polsce mamy powstania, o których pamiętamy i każdego roku media wypełniają się informacjami na ich temat. Najczęściej są to informacje bardzo smutne, które rozdrapują narodowe rany. Niedawno świętowaliśmy warszawską hekatombę, staramy się pamiętać o powstaniu Wielkopolskim (jedynym wygranym) oraz tych, które odbywały się na Śląsku. Jednocześnie istnieje sporo wydarzeń w naszej historii będących wypieranymi z pamięci, niepasującymi do ogólnego myślenia społeczeństwa.

Image

Zapomnieliśmy lub nie chcemy pamiętać o chłopskiej republice tarnobrzeskiej, utopionej w krwi przez żołnierzy niepodległej Polski. Nie pamiętamy już o buntach łódzkich, w tym tych najsłynniejszych z maja 1892 roku. Na ten temat zbyt wiele nie mówi się w Łodzi. Z tego co udało mi się dowiedzieć, temat ten został wycięty nawet z nauczania w szkołach. Młodzież nie ma pojęcia co działo się w tamtych latach w ich mieście. A wrzało w nim tamtego roku. Miastem targała bieda, głód i podziały narodowościowe, wzmacniane ideologią. Fatalna sytuacja socjalna robotniczej większości eksplodowała raz po raz strajkami, z których co większe zyskiwały miano buntów, krwawo tłumionych przez carskie władze. W początkach zeszłego stulecia bunty zaczęły zdobywać również ryt narodowowyzwoleńczy, ale zawsze był on na dalszym planie za żądaniami socjalnymi.

Rosnące napięcie znalazło swoją kulminację w roku 1905, kiedy w dniach 22 – 24 czerwca, na ulicach Łodzi stanęły barykady. Ulice spłynęły krwią robotników – nie było ważne, czy stali po stronie socjalistów, czy raczej narodowców. Nie liczyło się pochodzenie. Wśród ofiar byli zarówno Polacy, Żydzi i Niemcy. Władze carskie wysłały kilka pułków piechoty i kawalerii, aby zakończyły bunt. Ostatnio barykada padła 24 czerwca, a następnego dnia wprowadzono w Łodzi stan wojenny. Nie zgasił on jednak oporu, bo strzelaniny i pojedyncze walki miały miejsce jeszcze przez następne trzy lata.

Powyższe wydarzenia nie wzięły się znikąd. Iskrą do ich rozpalenia stały się pogrzeby robotników zabitych 18 czerwca przez Rosjan, gdy wracali z masówki w lesie łagiewnickim. Łódź wrzała wtedy od początku roku. Ludzie pracowali i strajkowali, powoli stwarzać stan, który dzisiaj można by nazwać strajkiem powszechnym, angażującym dziesiątku tysięcy robotników w licznych fabrykach. Żądania strajkujących były bardzo proste i brzmiące aktualnie. Chcieli po prostu ośmiogodzinnego dnia pracy, ubezpieczenia i zapewnienia płacy minimalnej, poniżej której nie schodziliby pracodawcy. Nic, co nie jest aktualne także dziś, gdy spoglądamy na rosnącą rzeszę ludzi na śmieciowych umowach, pozbawionych tego wszystkiego, o co walczyli tamci ludzie ponad sto lat temu.

rewolucja-1905-480x330

Dziś, gdy często nie mamy innego wyjścia niż praca na umowach śmieciowych, gdy o etat coraz trudniej, a ubezpieczenie zdrowotne staje się marzeniem dla wielu Polaków, często lepiej popełnić samobójstwo niż przyznać się do sympatii z „warchołami” ze związków zawodowych i zawalczyć o swoje prawa. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że sytuacja nie jest taka prosta i nie da się jej łatwo rozwiązać, ale ta bierność jest bardzo silna. Każdy z nas chciałby poczuć się radosnym budowniczym Zielonej Wyspy, żyć bezproblemowo i wygodnie, ale czy jest to możliwe, kiedy wyspa zdaje się być wybudowana na coraz bardziej poszerzającym się rozwarstwieniu społecznym? Niech każdy z Was odpowiem sobie na to pytanie sam.

Wystarczy wyjść z domu, aby zdać sobie sprawę, że dzisiaj nie czuć w Łodzi gniewu z tamtych lat. Ludzie są wycofani i bezsilni, zaszczuci własną kiepską sytuacją ekonomiczną. Po 1989 Łódź nie wyszła na ulice, mimo pamięci strajków głodowych sprzed dekady, dziś też już zapomnianych. Bo jakże to tak, pamiętać o kobietach proszących o chleb? O wiele lepiej wspominać racjonalnie myślących chłopców leżących na styropianie. Dzisiaj w mieście panuje spokój, a pomnik wystawiony dzielnym bojownikom roku 1905 stoi sobie w parku na Zdrowiu. Warto go odwiedzić i podumać nad historią, która miejmy nadzieję, nie będzie musiała się powtórzyć…


Przypomnienie zapomnianej bitwy

Image

Ci z Was, którzy czytali mój poprzedni tekst dotyczący zniszczeń Łodzi podczas II wojny światowej (można go przeczytać tutaj) być może pamiętają, że wspominałem w nim o bitwie pod Łodzią. Możliwe, że obecna, wakacyjna, pora nie nadaje się zbytnio do wspominania wydarzenia, które miało miejsce na przełomie listopada i grudnia roku 1914, ale mimo wszystko to zrobię. W moim odczuciu bitwa pod Łodzią to jeden z niesłusznie zapomnianych epizodów I wojny światowej, któremu należy się upamiętnienie i miejsce w zbiorowej pamięci. Dlatego mimo wakacyjnej aury za oknem zapraszam do lektury.

Image

Bitwa pod Łodzią rozpoczęła się 16 listopada, a zakończyła 6 grudnia 1914 roku. Niemcy, chcąc zerwać natarcie Rosjan, wyznaczyli na dowódcę szerokiego frontu wschodniego generała Paula von Hinderburga. Dowódca wraz z szefem sztabu generałem Ludendorffem postanowili uprzedzić uderzenie Rosjan. W całej bitwie wzięło udział po obu stronach ponad 700 tysięcy żołnierzy. W trakcie walk, Łódź stała się ogromnym szpitalem (łączna liczba rannych wyniosła ponad 35 tys.). W walkach po stronie niemieckiej wziął udział 23 korpus Posen. W jego skład wchodziło ponad 23 tysięcy żołnierzy polskich.

Image

Do 22 listopada Niemcom udało się okrążyć Łódź od zachodu, północy i wschodu. Nie mieli jednak sił, aby zamknąć okrążenie. Po walkach Rosjanie musieli opuścić Łódź – byli zbyt wykrwawieni, żeby się w niej utrzymać. Po bitwie wycofali się na linię rzeki Rawki koło Skierniewic. W bojach wzięły udział dywizje syberyjskie z Chabarowska, Krasnojarska, Omska i Irkucka (a w nich wielu Polaków); w skład jednej z nich wchodził 24 Pułk Syberyjski, który otrzymywał w ramach uzupełnień mieszkańców Mazowsza i Warszawy, wcielonych do armii carskiej. W niemieckiej armii walczył Korpus Posen w którego skład wchodziło około 23 tysięcy Polaków. Na polu bitwy zginęli Rosjanie, Niemcy, Austriacy, Polacy, Litwini, Czesi, Ukraińcy, Łotysze i Tatarzy. Jak wspominałem w czasie walk, Łódź przemieniła się w olbrzymi szpital. Wszystkie większe budynki były zajęte przez rannych, których liczbę (obu stron) obliczano na 35 000.

Image

Zasadnicza bitwa odbyła się w okolicach dzisiejszej Gadki Starej. Bitwa zakończyła się zajęciem Łodzi przez Niemców. Wojskami niemieckimi pod Gadką Starą dowodził wówczas doskonały strateg, gen. Reinhard von Scheffer-Boyadel, stąd nazwa oddziałów niemieckich „grupa Scheffera” (w składzie 49 i 50 rezerwowa dywizja piechoty oraz 3 dywizja gwardyjska gen. Karla Litzmanna). Po zwycięstwie Niemców Litzmanna okrzyknięto Lwem spod Brzezin, gdyż w historiografii niemieckiej bitwa nazwana została bitwą pod Brzezinami. Do dziś można oglądać cmentarz wojenny na Gadce, gdzie zachowało się kilkadziesiąt kamiennych nagrobków i płyty upamiętniające bitwę. Na cmentarnym wzgórzu stoi także pomnik z niemieckim napisem Tu spoczywa 2000 dzielnych wojowników.

Image

Zapomniana przez wszystkich bitwa łódzka, nie bez przyczyny uważana jest za jedną z największych bitew manewrowych. Również tutaj Rosjanie użyli po raz pierwszy samochodów pancernych, jednak nie przyniosło im to zamierzonych celów. Często wskazuje się, że niemiecki plan ataku miałby być pierwszym w historii blitzkriegiem, zapowiadającym następny konflikt światowy. Wśród 200 tysięcy poległych znaleźli się żołnierze takich narodowości jak: Rosjanie, Austriacy, Niemcy, Polacy, Czesi, Ukraińcy, Litwini, Tatarzy oraz Łotysze. W Niemczech bitwa nosi nazwę bitwy pod Brzezinami.

115162

Ciekawą książką, która opowiada nam o tym historycznym wydarzeniu jest powieść Jolanty Daszyńskiej „Operacja Łódzka: Zapomniany fakt I wojny światowej”. Opowiada ona o samej bitwie, oraz o tym dlaczego została przez nasze społeczeństwo zapomniane. A na wykreślenie z pamięci miała wpływ ideologia, ale przede wszystkim wydarzenia polityczne, po nowym podziale Europy po II wojnie światowej. Moim zdaniem zupełnie niesłusznie, ponieważ nie powinniśmy zapominać o naszej historii. W końcu to dzięki minionym wiekom jesteśmy tym kim jesteśmy, nie powinniśmy zapominać tylko kultywować naszą historię. Nawet w wakacje,  kiedy za oknem słońce praży na całego, a My myślimy o wszystkim tylko nie o bitwach, które rozegrały się prawie wiek temu.